Praca artysty – czy można z niej wyżyć?

Art palette

Na lekcjach historii i sztuki wielokrotnie uczyliśmy się o wybitnych artystach z różnych epok, zapoznając się z ich największymi dziełami. W dzisiejszych czasach ten zawód jest już doskonale rozwinięty, a bogactwo nowych technologii zapewnia możliwość zaprezentowania swojej twórczości niemal całemu światu. Pomimo tego nadal nie wiemy jak wyglądają kulisy i okoliczności powstawania prac artystów oraz tego, czy można wyżyć wyłącznie z własnego talentu. Na te i inne pytania odpowie uznany malarz, który wolał jednak zachować anonimowość.

- Witam Pana! Od razu muszę zapytać o powody niezdradzania swej tożsamości naszym czytelnikom.

- Dzień dobry. Nie chcę, aby ta rozmowa była odbierana jako promocja mojej osoby lub namalowanych przeze mnie obrazów.

- Szanuję tę decyzję. W jakim okresie zaczęła się Pańska przygoda z malarstwem?

- Po raz pierwszy chwyciłem pędzel i farbki już w przedszkolu. Panie chwaliły mój talent i prezentowały prace na wystawach. Rodzice dostrzegli drzemiący we mnie potencjał i zapisali mnie na lekcje malarstwa. W szkole podstawowej zacząłem wygrywać pierwsze konkursy.

- W jaki sposób potoczyła się Pana dalsza droga artystyczna?

- Po śmierci ojca musiałem bardzo szybko dojrzeć. Swoją złość, frustrację i nastoletni bunt przenosiłem na płótno. W ten sposób powstawały moje pierwsze profesjonalne obrazy, które zazwyczaj chowałem za szafą. Z nikim nie chciałem dzielić się swoją twórczością. Musiałem jednak stworzyć portfolio, aby zdawać na ASP. Wyjąłem swoje „dzieła”, które zostały pochwalone przez komisję, dzięki czemu dostałem się do Warszawy na Wydział Malarstwa.

- Kiedy zaczął Pan zarabiać pierwsze pieniądze?

- Musiałem samodzielnie utrzymywać się na studiach. Życie w stolicy nie należy do najtańszych, dlatego podejmowałem się różnych prac dorywczych. W żadnej nie mogłem jednak wytrzymać dłużej niż 3 miesiące. Postawiłem na malarstwo, dlatego w wolnych dniach wykonywałem portrety i karykatury turystom przechadzającym się po warszawskiej starówce. W ten sposób moja życiowa pasja stała się dla mnie źródłem zarobku.

- Jak doszło do tej przełomowej sprzedaży Pańskiego obrazu i rozpoczęcia okresu wielkiej popularności?

- Pewnego dnia do mojego stoiska portretowego podszedł elegancko ubrany mężczyzna. Powiedział, że widzi we mnie duży potencjał, dlatego zaproponował zorganizowanie wystawy w jednej ze stołecznych galerii, zarządzanej przez jego bliskiego znajomego. On sam okazał się marszandem. Kiedy zobaczył jeden z moich obrazów, natychmiast go ode mnie odkupił za kwotę, która wówczas była dla mnie zupełnie nieosiągalna. Mogła mi zapewnić 2-3 lata spokojnego studiowania. Obraz odniósł ogromną popularność w Hiszpanii i Włoszech, dzięki czemu zacząłem dostawać stałe zlecenia od tamtejszych miłośników sztuki, a moje nazwisko zaczęło pojawiać się w branżowych tytułach.

- Pomimo młodego wieku ma Pan już na koncie wiele osiągnięć. Jak wygląda sam proces powstawania Pańskich dzieł?

- Przede wszystkim nigdy nie pracuję pod presją czasu. Nie ustalam żadnych terminów, aby uniknąć malowania bez natchnienia. Potrzebuję pełnego skupienia, weny i… czystych pędzli (śmiech). Zakupiłem nawet dwa specjalne zlewy podwieszane granitowe, aby pozostałości po farbie nie brudziły domowych naczyń. Mam na tym punkcie lekkiego fioła, ale lubię mieć wszystko pod kontrolą.

- Jak wygląda rzeczywistość innych malarzy?

- Niestety, nie jest tak kolorowo. Znam wiele utalentowanych osób, które nie mogą się nigdzie przebić. Warto jednak cały czas pielęgnować swe umiejętności i ciągle się doskonalić. Mam czasami wrażenie, że mój sukces to po prostu szczęśliwy zbieg okoliczności. Zdaję sobie jednak sprawę, że mógł to być jednorazowy strzał, dlatego organizuję warsztaty malarskie dla dzieci i nastolatków, aby nadal się utrzymywać bez żadnego wsparcia finansowego. Na brak zajęć nie narzekam i tego życzę swoim kolegom po fachu.

- Bardzo dziękuję za rozmowę i poświęcony czas.

- Cała przyjemność po mojej stronie.

Skomentuj

Twój adres email nie będzie widoczny.

*